Kategorie:

Szkoda zejść z roweru…

Pięknie i ciekawie było nam odpoczywać w Salerno. Po wczorajszym dniu
pełnym wrażeń i regeneracji, dziś rano z utęsknieniem wróciliśmy do
rajdowego trybu, czyli porannej Mszy i szybkiego śniadania.

Msza święta o 6 rano pięknie rozpoczęła ostatni etap rowerowy. W
czasie jej trwania modliliśmy się za wszystkich dobrodziejów, a
szczególnie za tych, którzy pomogli nam w ostatnich dniach, wspierając
nas w celu naprawienia busa, a także za zmarłego księdza Kaczkowskiego
w dniu jego urodzin i za jego dzieło- hospicjum w Płucku. Szybkie
śniadanie, sprawne pakowanie busa i w drogę, do Torre Annunziata.

Zapowiadało się słonecznie,  jednak dzięki nielicznym chmurom słońce
nie grzało zbyt mocno. Salerno uraczyło nas swoim pięknem  i pięknem
morza tyrreńskiego nad którym leży. Opuszczając te piękne miejsce
spodziewaliśmy się pięknych widoków, jednak to co zobaczyliśmy
przerosło nasze oczekiwania.

Wielu z nas zastanawia się co jest lepsze, góry czy morze? Dzisiejszy
etap był w sam raz dla niezdecydowanych. Z jednej strony piękno
wybrzeża, a z drugiej wspinaczka po wąskich, krętych i górzystych
uliczkach wybrzeża Amalfitańskiego. Jazda, mimo podjazdów i zjazdów,
zdawała się nie męczyć, z powodu widoków, które dodawały nam sił. Na
postojach brakowało nam słów, aby opisać piękno tego miejsca. Nawet
robienie zdjęć nie miało sensu, gdyż w najmniejszym stopniu nie
oddawałyby tego co ujrzały nasze oczy. Uroki dzisiejszego etapu nie
zostały popsute nawet przez włoskich kierowców, którzy pchają się
nawet w najmniejszą szczelinę myśląc, że klakson załatwi każdy problem
na drodze.

Gdy dojechaliśmy na miejsce noclegowe, gdzie ugościli nas salezjanie,
nasza radość była przeogromna. Nie chcieliśmy w ogóle schodzić z
rowerów. Zakończenie ostatniego etapu zwieńczył tradycyjny,
symboliczny toast. Czas odpocząć i zacząć zasłużone włoskie wakacje.

Karol „Czasowiec”