Przeżyliśmy kolejny przecudny, słoneczny dzień, z dobrą, bezpieczną jazdą przez malownicze Podlasie i Mazowsze, uwieńczony wyśmienitym obiadem i kolacją. A to wszystko, oczywiście, za sprawą Pana Boga i ludzi, których postawił na naszej drodze 🙂
Dzień, już tradycyjnie, rozpoczęliśmy najważniejszym wydarzeniem – Mszą Świętą. Bez niej nie mielibyśmy siły i po co, jeździć. Bez tego wyjątkowego spotkania z Najważniejszym Członkiem naszej ekipy, nasza jazda nie miałaby sensu 🙂 Na Eucharystii obecne były Gospodynie – Siostry Misjonarki Świętej Rodziny, którym jeszcze raz pragniemy podziękować za otwartość, dobroć i poczucie humoru 😉
Po pysznym śniadaniu, w naszym rodzinnym gronie, zniesieniu wszystkich bagaży i pożegnaniu z Siostrami, wyruszyliśmy na trasę. Początkowo w drodze, towarzyszyły na tiry. Musieliśmy mieć się na baczności. Trasa była za to bardzo ładna i interesująca. Przejeżdżaliśmy lub mijaliśmy miejscowości o bardzo osobliwej nazwie, np. Niewodnica Kościelna, Roszki-Wodźki, Kruszewo-Brodowo czy Dmochy – Wypychy. Wylądowaliśmy znów nawet na Mazurach 😉 (miejscowość między Nową Rusią a Wysokie Mazowieckie). Mieliśmy dwa postoje, z czego jeden – tzw. „kanapkowy” (o którego, jak zwykle, zadbał ks. Marek) przy cudnie szemrzącej fontannie. Nic dziwnego, że po zaspokojeniu pierwszego głodu, uskutecznialiśmy leżing-plażing (choć może w tym wypadku – leżing-na kostce;)). Ostatni etap, choć wiódł przez kilka wzniesień, minął gładko i szybko. Dokręciliśmy do Sokołowa Podlaskiego. Wjechaliśmy do mięsnej stolicy 😉 Widać to było po szyldach w mieście i na stole, o który niesamowicie zadbali nasi obecni Gospodarze – Salezjanie, prowadzący dzieło przy ul. ks. Bosco 😉
Po pysznym obiedzie poszliśmy na spacer, rozruszać mięśnie i przy okazji znaleźć miejsce na kolejne smakołyki. O 20.00 czekała nas bowiem poprawka – czyli równie smaczna kolacja. I tu, niespodzianka! – zostaliśmy pokonani. Nie byliśmy w stanie zjeść wszystkich dobroci. Taka rzecz, na prawdę, nie zdarza się często, bo słyniemy już z tego, że po etapie, do ostatniego okrucha „czyścimy” talerze 😉 Po kolacji, jak w codziennym rozkładzie, modlitwa i słówko, którym podzielił się z nami jeden z Gospodarzy, przedstawiając historię i działalność sokołowskiego dzieła salezjańskiego oraz życząc sił na dalsze kręcenie.
Jutro czeka nas „tylko” lub „aż” 160 km. Z jednej strony – tylko, ponieważ mieliśmy już dłuższe dystanse (więc na ten można spojrzeć ze spokojem i nadzieją, że wszystko będzie dobrze). Z drugiej strony – aż, gdyż niektórzy borykają się jeszcze ze zmęczeniem ponad 270- siątki oraz dlatego, że zaczynają się większe wzniesienia i robi się coraz cieplej. Ale z Waszą modlitwą i Bożą pomocą – damy radę!
Mariola