Wczoraj mieliśmy dłuuuggiii odcinek, dziś trasa była krótsza i teoretycznie prostsza, ale także mieliśmy okazję wykazać się bohaterstwem.
Dzień zaczął się szybko i bardzo smacznie. Jak przystało na polskie śniadanie, czekała na nas jajecznica, jogurcik i kakao. Nie zabrakło nawet lodów :)! Po podziękowaniu gospodarzom, mocno wyruszyliśmy, ale napotkaliśmy na jeszcze mocniejszy deszcz i wiatr. Deszcz, na szczęście, tylko nas postraszył, ale raczej nie mógł nam zaszkodzić. Za to wiatr targał przez cały etap bez opamiętania i w prawie w każdym kierunku. Jakoś nie po drodze było mu wiać nam w plecy… No cóż, nie można mieć wszystkiego. Oprócz wiatru towarzyszyły nam cudowne widoki, lekkie zjazdy i podjazdy.
I jak wczoraj, z racji odległości, dojechaliśmy prawie do Malty (co prawda wioski przy trasie Poznań-Dębno, ale zawsze ;)), to dziś przekroczyliśmy naszą zachodnią granicę (co nie było proste – musieliśmy pokonać kostkę i kamienie) i na około pół godziny zagościliśmy w Niemczech. Sąsiedzi przywitali nas mega silnym wiatrem. Rowery same zjeżdżały nam na pobocze, z całych sił musieliśmy je trzymać. Szczęśliwie dojechaliśmy do celu i poszliśmy w miasto…
Pogodowo Wrocław brał przykład z Waszych okolic i od rana zafundował takie wietrzenie ulic, że ho ho, ale jak wiatr wieje, to Duch św. krąży, więc tylko się cieszyć:) Później jeszcze lało, ale to też nic, bo tęcza jaka później wyszła, wynagrodziła wszystko, a przecież tęcza też ma swoje znaczenie… Nie ustawajcie i nie dajcie się zepchnąć z dobrej drogi – Pozdrawiam Wszystkich! PS Wspaniale wyglądacie w tym Szczęściecinie 😉