Gdy włoskie miasteczko Sesto Calende pogrążone było jeszcze w głębokim śnie, my już uczestniczyliśmy w porannej Mszy Świętej w plenerze. Przyjemny chłód poranka był miłą odmianą od towarzyszącego nam dzień i noc upału. Smutno nam było opuszczać to miejsce, po tak serdecznym przyjęciu przez Don Giorgio.
Dzisiejszy etap to kwintesencja piękna alpejskich dolin. Przejechaliśmy przez Dolinę Aosty, która niewątpliwie jest jedną z najpiękniejszych w tym rejonie Włoch. Monumentalne góry, zbocza pokryte winnicami i urokliwe włoskie miasteczka – tym wszystkim zachwycaliśmy się po drodze. Długie podjazdy i zjazdy, które napotkaliśmy były wstępem do tego, z czym przyjdzie nam się jutro zmierzyć…
Będąc w ojczyźnie Księdza Bosko, już wielokrotnie spotykaliśmy na naszym szlaku salezjanów. W końcu dziś przyszło nam zamieszkać pod ich dachem. Nie zawiedliśmy się na ich gościnności. Zaskoczyli nas przepyszną włoską kolacją oraz bardzo świetnymi warunkami noclegu (były nawet łóżka i duuużo pryszniców – nie trzeba było czekać w kolejkach) 😉